Gruziński Kaukaz 2007



strona: [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10] [11] [12]
| poprzednia || nastepna |



Gdy dojechaliśmy na miejsce było już późne popołudnie i postanowiliśmy poszukać noclegu. Idąc główną ulicą zapytaliśmy o kwatery pani, która sprzedawała kwiaty. Gdy tylko powiedzieliśmy o co nam chodzi pani zrobiła dość spore zamieszanie na ulicy pytając prawie wszystkich czy mogliby nam pomóc. I w pewnym momencie podszedł do nas pewien pan, który ładną angielszczyzną powiedział, że za rogiem jest hotel za jedyne 50$, na co my odpowiedzieliśmy, że interesuje nas cos znacznie tańszego. Po krótkiej rozmowie pan stwierdził: "OK, jesteście moimi gośćmi - chodźcie do mnie do domu!". Oczywiście skrzętnie skorzystaliśmy z zaproszenia. W trakcie wieczornej rozmowy nasz gospodarz zapytany o pracę odpowiedział z czystym spokojem: "Jestem doradcą prezydenta do spraw integracji z NATO".

Następnego dnia Divi (nasz gospodarz) stwierdził, że jego szef gdzieś wyjechał, więc on może się spóźnić do pracy i chętnie pokaże nam miasto. Także nie dość, że mieliśmy darmowy nocleg to jeszcze przewodnika po stolicy Gruzji! Około południa rozstaliśmy się z Divim i poszwędaliśmy się trochę po mieście, natykając się co pewien czas na znajomych poznanych kilka dni wcześniej.

Z Tibilisi pojechaliśmy autobusem do Gori skąd złapaliśmy marszrutkę do Uplicyche. Dojechawszy na miejsce zwiedziliśmy skalne miasto - wykute w skale mieszkania. Ponieważ zbliżał się wieczór zanocowaliśmy w okolicy rezerwatu (niestety wewnątrz rezerwatu się nie dało, choć mieliśmy taki pomysł).

Rankiem zjedliśmy nasze standardowe śniadanie (chleb, pomidory i piwo) i na stopa wróciliśmy do Gori. Planowaliśmy zwiedzić muzeum Stalina, ale cena wstępu skutecznie nas odstraszyła. Przeszliśmy się tylko po ogrodzie i wróciliśmy na dworzec autobusowy, gdzie wsiedliśmy w marszrutkę do Borjomi. Dojechawszy na miejsce zwiedziliśmy park zdrojowy (chłopakom bardzo smakowała ta woda, mnie nie bardzo), po czym udaliśmy się do siedziby Parku Narodowego, który chcieliśmy zwiedzić. Niestety bardzo dziwne zasady wstępu i wysokie ceny sprawiły, że ominęliśmy Park Narodowy Borjomi i złapaliśmy stopa do Achałcyche.

| nastepna |

strona 8/12



Copyright by Michał Napierała
Poznań 2007