Gruziński Kaukaz 2007



strona: [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10] [11] [12]
| poprzednia || nastepna |



Kolejny dzień wyprawy rozpoczęliśmy jak zwykle śniadaniem a później zwijaniem obozu. Wyruszyliśmy w górę kierując się na przełęcz - tym razem "tylko" na wysokości 3000 mnpm. Około południa cel został osiągnięty i teraz czekał nas trawers wzdłuż grani. Po kilku godzinach marszu usiedliśmy na przełęczy z której roztaczał się widok na ładną dolinę. Według mapy i GPSa ścieżka prowadziła naokoło następnego szczytu a ta dolina którą widzieliśmy przed sobą to byłby świetny skrót. No i podkusiło nas niestety - to był nasz błąd. Tęskniliśmy za zimnym piwem i chcieliśmy jak najszybciej dotrzeć do Szatili. Łagodnie wyglądająca dolinka przywitała nas kilkoma niespodziankami w postaci wodospadów, które nie były łatwe do ominięcia. Zamiast przyspieszyć, nasze zejście dość znacznie opóźniło się. Obóz rozbiliśmy już we właściwej dolnie, w której według mapy biegła ścieżka do drogi.

Jak się okazało następnego dnia - ścieżka była tylko na mapie! Rano stwierdziliśmy, że nie jemy śniadania, bo za kilka godzin będziemy w Szatili i tam kupimy chleb i piwo. Według mapy to tylko 5 km ścieżką i ok. 7km drogą. Niestety - ścieżka w rzeczywistości nie istniała a roślinność była bardzo bujna. Ostatecznie spory odcinek trasy przebyliśmy brodząc po kolana w rzece. Te ostatnie 5 km szliśmy siedem godzin!!! Gdy znaleźliśmy się na drodze rozwiały się nasze nadzieje na złapanie stopa do wioski. Okazało się, że jest to zwykła leśna droga, którą prawie nic nie jeździ. No cóż - zmieniliśmy buty i ruszyliśmy w stronę wsi z nadzieją że wieczorem wypijemy zimne piwo. I w tym momencie nadjechał pierwszy samochód na tej drodze, który jechał w tą samą stronę w którą my szliśmy. Oczywiście kierowca zatrzymał się i zaoferował podwiezienie do Szatili z czego skrzętnie skorzystaliśmy.

Niestety, okazało się że w wiosce nie ma sklepu z zimnym piwem, ale za to było coś znacznie ciekawszego. Mianowicie znajduje się tam kamienna twierdza z IV wieku! Obecnie twierdzę można zwiedzać - w kilku pomieszczeniach znajduje się hotel a poza tym jest w pełni dostępna. Wieczór wyglądał standardowo - obóz, kolacja i spać. Tego wieczoru postanowiliśmy wrócić do cywilizacji - należało trochę odpocząć od gór.

Dlatego rano wyszliśmy pełni nadziei na stopa. Po około 2 h czekania przechodził drogą miejscowy z plecakiem. Zagadnięty powiedział, że idzie do następnej wioski, oddalonej zaledwie o 50 km (pięćdziesiąt km), bo następnego dnia stamtąd odjeżdża autobus!!!!! Po takiej rozmowie byliśmy dość przerażeni. Spacer 50km nie uśmiechał nam się a wizja pozostania w Szatili tym bardziej nie była zachwycająca. Trzeba przyznać, że w takich miejscach ludzie są bardzo pomocni - zatrzymywał się każdy samochód, ale niestety po to aby powiedzieć że nie mają miejsc. W końcu, po 5 h czekania, zabrało mnie trzech inżynierów - był to piąty samochód tego dnia. Chłopacy zostali zabrany przez szósty samochód - po 7 godzinach oczekiwania.

| nastepna |

strona 6/12



Copyright by Michał Napierała
Poznań 2007