Gruziński Kaukaz 2007



strona: [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10] [11] [12]
| poprzednia || nastepna |



I tak się stało. Wstaliśmy o 2.00 w nocy i o 3.00 w świetle czołówek wyruszyliśmy przez morenę do lodowca, gdzie założyliśmy raki i związaliśmy się liną. Trasa przez lodowiec nie jest trudna technicznie jednak bardzo nużąca - wspina się raz wolniej raz szybciej, ale zawsze pod górę. Tego dnia znów była mgła co pogłębiało nasze znużenie. Na wysokości 4820m stwierdziłem, że nie dam rady wejść na szczyt. Ponieważ byłem związany liną z Michałem on musiał zostać ze mną, natomiast Jędras i Marek poszli dalej. Było mi głupio, bo wiedziałem, że Michałowi bardzo zależało na zdobyciu szczytu, ale moja kondycja nie pozwoliła mi na to.

Chłopaki wrócili do bazy i opowiedzieli o zdobyciu szczytu. Na szczęście obok nas rozbiła się ekipa z Warszawy, która planowała atak szczytowy na dzień następny i zgodzili się aby Michał im towarzyszył. W ten sposób następnego dnia Michał zdobył szczyt na którym mu zależało a my z chłopakami poczekaliśmy na niego w obozie.

Kolejny dzień był dniem zejścia do kościółka - niestety nie ma innej drogi i musieliśmy schodzić tak samo jak wchodziliśmy. Gdy doszliśmy do miejsca naszego poprzedniego biwaku, Michał i Jędras wypakowali plecaki i poszli do miasteczka po zakupy. Od kilku dni nie jedliśmy chleba a tam na dole jest piekarnia!!!!!! My z Markiem w tym czasie zajęliśmy się przygotowaniem obozowiska. Chłopacy wrócili z 20 ciepłymi chlebami w plecaku, zimnym piwem i melonem. Urządziliśmy sobie prawdziwą ucztę!

Kolejnym etapem naszej wyprawy do Gruzji miał być trekking do Tuszetii. Byliśmy jednak umówieni ze znajomymi, którzy jechali do Gruzji samochodami, ze przywiozą nam butle gazowe, których nie mogliśmy przewieźć samolotem i których nie da się kupić w Gruzji. To spowodowało, że musieliśmy poczekać na nich kilka dni. Ponieważ mnisi z monastyru wygonili nas z miejsca w którym spaliśmy, przejechaliśmy do doliny skąd planowaliśmy rozpocząć nasz trekking. Rozbiliśmy namioty nad rzeką i oddaliśmy się błogiemu lenistwu. Kolejne 3 dni spędziliśmy chodząc po okolicznych górkach i kąpiąc się w rzece.

| nastepna |

strona 4/12



Copyright by Michał Napierała
Poznań 2007